Dzień dobry Wojtku, mam niezbyt dobre wieści. Jakie? Już nie jesteś młody, mój drogi Wojtku. Tak, wiem, jeszcze przed chwilą tańczyłeś do rana, budziłeś się po południu i zaczynałeś dzień wieczorem od kawy i papierosa. Ale to już przeszłość. Tak jak wtedy byłeś nieśmiertelny, tak teraz chyba już widzisz jak bardzo jesteś? To już rok.
Ale zgodzisz się, że w tym wszystkim są też dobre strony? Jesz, pijesz, biegasz, pracujesz, kupujesz zabawki i kapelusze. Uśmiechasz się i przeklinasz. Mogłoby być gorzej, co nie? To już rok, odkąd wyruszyłeś na przygodę z Twoim nowym przyjacielem. Nie ma się co obrażać, on już z Tobą będzie, czy tego chcesz czy nie. Wyluzuj i napisz, co tam masz w tej swojej ogolonej głowie.
Nowość
Ten rok to najcięższy rok w moim życiu zdrowotnie i psychicznie. Dla faceta, który od zawsze, przynajmniej zdrowiem się nie martwił, pomimo wrzucania w siebie koszmarnych ilości papierosów, alkoholu i innych średnio pozytywnych substancji z pogranicza chemii rozrywkowej, to niezły szok, że nagle organizm nie pracuje już idealnie. Że może się popsuć bardziej.
Z początkowego, naturalnego, zaciekawienia całą tą sytuację, nastąpił jednak etap cholernej, chorej codzienności, z przeziębieniami, bolącym gardłem, lekami… Odporność to jak na razie jedyny, tak widoczny skutek chemioterapii. Oczywiście poza głową, bo to, że ludzie patrzą często na mnie jak na debila, to nic nowego. Na szczęście jest to problem tych ludzi. Pozdrawiam.
Otoczenie
Rok temu dość drastycznie zmienił mi się świat. Wiele dróg do odwołania zostało zamkniętych, wiele znajomości zweryfikowanych, wiele nowych zostało na dłużej. Pojawiło się wiele nowych twarzy. Kilka rzeczy musiałem na nowo zdefiniować, wprowadzić zmiany albo prawie zupełnie porzucić.
Zmiany są dobre.
Wiele rzeczy mnie bardziej śmieszy, a wiele przestało. Choroba pozwala na dystans, choroba pozwala spojrzeć bardziej na siebie, niż na innych, często nie wnoszących w moje życie zupełnie żadnej wartości.
Takich, którzy i tak odejdą, jeśli tylko coś nie będzie im pasowało. Choroba pozwala na spojrzenie na tych, którzy byli tam gdzie powinni, a nie tylko głupio się uśmiechnęli przy spotkaniu na ulicy.
„-No i jak?
-Kurwa srak”
Wy
Raz na jakiś czas dostaję maila. Że właśnie diagnoza, że właśnie zaraz chemia, że ktoś się boi. Ale też, że ktoś się uśmiecha i jest lepiej przygotowany do walki ze skurwielem, bo wpadł na chwilę na tego bloga. Nie ma dla mnie większej nagrody, niż te maile. Piotrek, Tomek, Kamil, Ania i Wy wszyscy, którzy nie pisaliście – powodzenia, wszystko będzie dobrze, musi być dobrze. [edit: właśnie napisał Tomek, że prawie na pewno nie będzie chemii, że operacja wystarczyła! no raczej, kurwa, raczej!]
Ojciec
2014 to rok zupełnie nowych doświadczeń. W tym roku Dawid, mój syn, jakby ktoś nie wiedział, bo trafił tutaj z przekierowania z bloga modowego, z niemowlaka stał się młodym chłopakiem. Rozwija się z prędkością światła, co chwilę zaskakuje, zawstydza i rozśmiesza.
Ja przez bardzo długi czas nie chciałem mieć dziecka, bo pamiętałem, jakim złym dzieckiem byłem ja sam. Krnąbrnym, złośliwym, przekornym i zapatrzonym w siebie. I dobrze pamiętałem też, co ze mnie wyrosło. Kawał niezłego krnąbrnego, złośliwego, przekornego i zapatrzonego w siebie starego faceta.
Ponadto zawsze uważałem, że dziecko to koniec niezależności, koniec samego siebie. I wiecie co? Miałem rację.
Tylko na razie nie żałuję, nie dla tych codziennych chwil kiedy widzisz po drugiej stronie chłopaka, który za chwilę wejdzie w swoje życie. Oczywiście pisząc to zupełnie nie pamiętam o tych codziennych chwilach, w których najchętniej bym go udusił za krzyki, duszenie, skakanie, brudzenie, rzucanie, złość i wiele innych symptomów dorastania małego człowieka.
Teraźniejszość
Choroba pozornie przestawia myślenie z przyszłości na teraźniejszość i przeszłość. Zupełnie naturalnie powoduje myślenie chwilą, planowanie na mniejszą skalę i doraźnie. Przez chwilę tak myślałem, ale to błąd. Nigdy nie można do tego dopuścić.
Tak samo jak planowanie pomaga walczyć, tak samo pomaga na etapie stabilizacji. Bez niego łatwo możemy popaść w stagnację, stać się takim śmiesznym warzywkiem, które rośnie i czeka na wyrwanie. Mój Tata pracował na emeryturze, aż do pierwszego wylewu. Ja też myślę, ze na emeryturę nie przejdę. Chyba, że wcześniej przejdę gdzieś indziej. Właśnie wróciliśmy z wakacje. Właśnie planujemy następne.
Wyzwania
Jak przebiec 10 km poniżej 45 minut, a potem nie dać plamy na półmaratonie.
Jak nie chorować przez całe dwa miesiące z rzędu.
Jak sprawić, że tegoroczny Movember będzie jeszcze bardziej widoczny.
Jak ograniczyć picie Coli Zero. Wasze zdrowie.
Jak zachowywać więcej spokoju i jak być miłym dla ludzi, którzy dla mnie wcale mili nie są. A może odwrotnie, jak być dla nich równie niemiłym, chociaż to wbrew mojej naturze.
Jak zrobić sobie selfie w tomografie.
Jak sprawić, że młody zostanie z dziadkami w wakacje dłużej niż godzinę.
Jak nie pojechać na Openera albo jak nie myśleć, że powinienem być na Openerze, jeśli rzeczywiście nie pojadę. Trudne zdanie wyszło. Poza tym Opener jest passe, tak jak broda i homoseksualizm. Może czas na modę na raka? Kurwa, to byłby czad.
Ósmy dzień tygodnia
Czyli ten, którego zawsze brakuje. Żeby zrobić w życiu więcej. Niecałe trzy lata temu przeszedłem na swoje. Nie pracuję już na etacie. Jak jest? Zajebiście. Jak jest? Często przerażająco – gdybym pracował sam, pewnie teraz byłbym na skraju bankructwa. Zbieg okoliczności, dobre decyzje, właściwi ludzie i nie jestem. Pracuję od rana do wieczora, z przerwą na raka, ale się cieszę, że mogę.
Razem
To miejsce powstało z myślą o tych wszystkich, którzy dowiadują się o nowotworze i nie wiedzą co dalej. Jeśli do tej pory pomogło nawet jednej osobie, to było warto.
To miejsce powstało z myślą o tych, którzy powinni się badać, ale się kurwa wstydzą! Weźcie się ogarnijcie chłopaki, wstydzić można się tego, że się nie bada, a nie pokazania jajek lekarzowi.
To miejsce powstało dzięki Wojtkowi Krosnowskiemu – autorowi grafiki i strony. Gdyby nie jego pomoc, pewnie blog dalej byłby napisany w Wordzie na moim komputerze. Dziękuję chłopaku.
To miejsce powstało też, żeby wyrazić podziękowania lekarzom. Oczywiście każdy, kto choć raz był w przychodni z bolącym palcem, powie, że służba zdrowia to…. Wiecie co ja mam do powiedzenia?
Służba zdrowia ratuje zdrowie. Tylko tyle i aż tyle. Zapamiętaj to sobie, Ty, który jesteś teraz okazem zdrowia.
Mi uratowała. A, że stałem w kolejkach, podpisywałem głupie papiery, zjadłem niesmaczną pomidorową i słuchałem niemiłych rzeczy od chirurga? Jakie to ma teraz znaczenie? Dziękuję Wam Panowie!
To miejsce, które pewnie będzie ewoluować. No bo jeśli skurwiel nie wróci, to jeśli chcę bloga trzymać przy życiu, muszę pisać też o tematach pobocznych. Ale… Jeśli to czytasz i tak jak Kamil, chcesz się podzielić swoją historią pisz!
Opublikuję ją, żeby inni zobaczyli, że raka jądra się skutecznie leczy. Że to mały, tępy skurwiel, który leczenia się boi bardziej od Ciebie.
I że nie tylko leki leczą tego skurwiela. Że część leczenia jest też w głowie.
To miejsce to też swoiste podziękowanie dla tych wszystkich, którzy wiedzą, że im się ono należy.