Depresja. Modne słowo, od kiedy Justyna Kowalczyk się do niej przyznała. To ja też się przyznam. W lipcu stwierdziłem, że jest mi źle. Że mam depresję. I że lekiem na to zło mogą być tylko i będą papierosy.
Bo z nimi było fajnie.
Imprezy, znajomi, miasto.
Z nimi wszystko było fajnie.
Wstawałem rano, brałem kawę, wypalałem do niej na czczo trzy Marlboro. I było fajnie. Potem kolejne dwa do drugiej kawy, potem po śniadaniu, przed obiadem, po obiedzie, przed spotkaniem, po spotkaniu, w drodze do samochodu, po wyjściu z samochodu, przed snem, po obudzeniu się z kawą. I było fajnie. Idealnie.
Jak wychodziłem, to brałem ze sobą dwie paczki, na wszelki wypadek. I wypalałem obie. Bo jak się pije, to się pali, co nie?
Tak więc, skoro już ustaliłem, że to przez brak papierosów jest mi tak źle, to postanowiłem znowu zacząć palić.
I cieszyć się życiem, bo przecież, skoro miałem raka jądra to raka płuc już nie dostanę, to byłoby głupie, prawda?
To już dwa miesiące od końca chemii, więc spokojnie mogę sobie zapalić.
Cały festiwal Open’er, na który jak zwykle pojechaliśmy, to właściwie było oczekiwanie na to kiedy sobie zapalę. Patrzenie z zazdrością na palaczy.
Aż wreszcie przyszedł ten dzień. Niedziela po południu.Pojechałem po zakupy.
A raczej wsiadłem w samochód, pojechałem co centrum handlowego, poszedłem do kiosku, stanąłem w kolejce. Doszedłem do kasy. Pani spojrzała na mnie i spytała co dla mnie.
Uciekłem.
To nie jest łatwe.
Ale odtąd każdego dnia, mimo iż chce mi się palić, to cieszę się, że nie palę.
Bądź twardy i nie pal. Chcesz być mięczakiem?
Poza tym piszesz bardzo ciekawie, treściwie, świetnie się czyta bloga od pierwszego wpisu. Szczególnie, że wszystko skończyło się pozytywnie.
Powodzenia w życiu!
dzięki,
ja sobie myślę, że kiedyś jeszcze zapalę, ale to będzie pewnie za jakieś 40 lat dopiero 🙂