Rok 2015 był rokiem stabilności. Trzy anginy, dwa zapalenia zatok, nieustanne zapalenia gardła i osłabienie, które poskutkowało nie tylko zawieszeniem biegania, ale także grania w piłkę.
EDIT: zaraz, zaraz co ja piszę, przecież mecze w piłkę mam codziennie, w weekendy nawet kilka dziennie, z Dawidem. Rozgrywane są w jego pokoju, bramki są w drzwiach i między łóżkiem a kanapą. Gramy zazwyczaj do 200 bramek, jedna drużyna to Pogoń a druga Barcelona. Są faule, spalone i pojedynki pomiędzy Lordem Sithem a wielkim włoskim piłkarzem Pesto Macaroni Parmezani. Są czerwone kartki, kibice i emocje jak na prawdziwym meczu. Zresztą myślę, że Dawid traktuje te mecze zupełnie poważnie, ja do tej pory pamiętam pierwszy mecz pomiędzy mną a moim bratem, w salonie nowego domu w Węgrowie, na dwie bramki zrobione z krzeseł i doniczkę, która zupełnym przypadkiem spadła z parapetu po efektownym strzale w okienko.
Tak więc zawiesiłem bieganie, granie z kolegami w piłkę, a wręcz to zawieszenie jest zawieszeniem każdej aktywności, która mogłaby doprowadzić do kolejnej infekcji. Bo jak co chwilę łapiesz z powietrza jakiegoś syfa, to zaczynasz się zastanawiać, czy wejść do pełnego tramwaju, czy poczekać na następny. Nawet jak jedzie na Mokotów, a ty chcesz na Pragę. Czy rozmawiać przez telefon na lekkim mrozie? Bo to już angina gotowa. Czy iść do knajpy na spotkanie czy jednak umówić się pod sklepem, tam mniej potencjalnie chorych i mogących mnie zarazić czymś ludzi.
To przeprogramowanie organizmu to chyba najgorszy efekt chemioterapii, który po prawie 18 miesiącach od jej zakończenia ciągle daje znać o sobie. Teraz, pisząc te słowa, znowu czuję, że czuję się gorzej. A przecież już całe trzy dni czułem się całkiem dobrze.
To podsumowanie to też w pewnym sensie usprawiedliwienie mniejszej aktywności tutaj – no bo to miejsce nie od dołowania się, ale od pozytywnych emocji, które docierają do mnie w listach czy wiadomościach na Facebooku.
Że ktoś się zbadał wcześnie i znalazł, ale tak szybko, że nie będzie chemii, że ktoś będzie miał chemię, ale dzięki tym co przeczytał wie co go czeka i nie będzie źle, że ktoś namówił swojego chłopaka na badania i będzie ich regularnie pilnować, że ktoś przebadał się już któryś raz, czysto profilaktycznie i jest czysto. To tak naprawdę najfajniejsza rzecz, dla której powstało to miejsce – świadomość, że może komuś pomóc.
Co dalej?
Dalej mam dla Was jedną i tę samą wiadomość – chłopaki, badajcie się regularnie i często.
Dziewczyny, namawiajcie do tego swoich chłopaków.
To żaden wstyd, to coś co ratuje życie.