Koniec lutego, zimno, ciemno. Jak to wieczorem. Siedzę i patrzę się w ekran komputera, piję drugie piwo. Chociaż z nerwów czuję jakbym pił wodę gazowaną.
Wcale nie chce mi się palić. Rzuciłem chwilę wcześniej, 25 listopada 2013 o godzinie 15.07. Zapaliłbym teraz papierosa, ale nie chce mi się.
Do tematu palenia jeszcze wrócę w swoim czasie.
Na razie mam coś innego na głowie. A raczej na jajach. W związku z tym jutro rano muszę odwiedzić po raz drugi w przeciągu kilku dni lekarza urologa. Mam nie wyjść póki mi nie da skierowanie do szpitala. Na odział onkologiczny.
Dwie godziny temu, podczas badania USG, lekarz spojrzał na mnie jakoś tak smutno i dziwnie, po czym grobowym głosem powiedział:
“- nie wygląda to dobrze.
– ale co nie wygląda?
– ma Pan nowotwór jądra, na kiedy jest Pan umówiony na wizytę u urologa?
– za dwa tygodnie.
– za dwa tygodnie? nie ma mowy, proszę za mną, umówimy Pana na jutro rano.”
Na jutro rano? Urolog? Nowotwór? Kurwa rak??? Na raka starzy ludzie umierają po chemii. Ja nie jestem stary.
Piję trzecie piwo, jestem trzeźwy jak na bierzmowaniu. Chyba się bardzo boję.
Kasia i Dawid jeszcze nie poszli spać. Kasia wygląda na spokojną. Dawid, który ma niecałe trzy lata, po prostu ogląda MiniMini.
Ja przeglądam internet poznając zupełnie nowe słowa – histopatologia, złośliwy, guz lity, 6 cykli BEP, bleomycyna…
„Rak jądra zabija błyskawicznie!” O kurwa. To dlatego tak szybko mnie kierują.
„Rak jądra wyleczalny w prawie 100%”. No dobra, nie będzie źle.
Na razie wiem tyle, że mam raka jądra, że idę do szpitala, że jest uleczalny. Gdzie to się leczy – Centrum Onkologii na Ursynowie. Słyszałem o nim, tam się umiera.
Czytam opinie o Centrum Onkologii. Jest 23.20, a z nich wynika, że właśnie powinien się pakować, żeby się zarejestrować o 6-tej rano, bo kolejki zbierają się koło 2-giej. Jeśli będę miał na tyle szczęścia, bo równie dobrze mogę się w ogóle nie dostać. Czytam jeszcze o chemii, pieniądzach, kolejkach, znieczulicy. Jeszcze jedno piwo, bo nie zasnę.
Luz.