Ja: Dzień dobry. Mam wyniki badania histopatologicznego. Chyba wszystko wygląda na ok? Uśmiech.
On: Dwa zdania i cisza.
Cisza.
„Proszę udać się do doktora S. (ordynatora oddziału Onkologicznego)”
Ale co to znaczy?
„Ja już więcej dla Pana zrobić nie mogę.”
To rozmowa z moim chirurgiem. Tym który mnie wyrzucał i opierdalał. Bardzo dobry fachowiec. Ma leczyć, nie gadać. Właśnie, przy wynikach histopatologicznych, powiedział mi, że to nie koniec. A miało być tak miło.
Miało nie pójść do krwi. Chyba poszło.
„Prawdopodobnie poszło do krwi. Proponuję Panu dwa cykle BEP.” Dwa zdania.
To już Doktor S..
Ale co to znaczy?
„Chemioterapia, robimy Panu pięć dni po trzy wlewki, potem jedna i jeszcze jedna, przerwa i jeszcze raz to samo powtarzamy. Jeśli Pan nie chce, to możemy wycinać węzły chłonne, ale to już jest operacja. Jądro to był zabieg. A i tak może się okazać, że będziemy robić BEP. To jest tak 50:50. Decyzja Panie Wojtku”
Ok, zróbmy tę chemioterapię. Zawsze coś nowego. Ale… my mamy na kwiecień kupione bilety lotnicze, do Bangkoku…
„Wakacje życia?”
W sumie wakacje, jak wakacje, ale tak. WAKACJE ŻYCIA MADAFAKA.
„Proszę lecieć. Zdążymy, w takim razie zaczyna Pan wlewki w tę środę. Do zobaczenia. Proszę wejść najpierw na Izbę przyjęć, a potem bezpośrednio do doktora G., zaraz Was przedstawię, to dobry lekarz. ”
Za dwa dni, chemia?
KURWA.
Ale przecież zdążymy na wakacje życia…
PS. Oczywiście, że nie zdążyliśmy na żadne wakacje. To była sprytna i bardzo dobra taktyka dobrego lekarza – pacjent musi mieć cel, wtedy już jest o krok przed chorobą, bo ma o co walczyć.