“- A co Ty Wojtek, wąsy zapuszczasz, taka moda?
– Nie Marcin, to efekt chemioterapii, tylko tutaj mi rosną”
Dlaczego nie przejmowałem się tymi włosami?
Odpowiedź jest prosta. Bo ich i tak prawie już nie miałem.
Bo i tak chodzę w kapeluszu.
Bo i tak goliłem głowę co dwa tygodnie.
Miałem brodę i wąsy.
Miałem.
Aż w pewnym momencie poczułem się jakbym znowu miał 13 lat.
Wąsy i broda zaczęły wypadać tak, że musiałem je zgolić. A właściwie przejechać ręką po twarzy, a potem tylko lekko poprawić maszynką.
To było praktycznie kilka godzin, jakby ktoś nagle wcisnął “włosy nie lubię to”.
Na głowie w sumie prawie niezauważalnie – fizycznie, bo psychicznie bardzo zauważalne.
Dziwne uczucie, takie bardzo słabe – trochę jakbym dostał kopa w brzuch, już leżąc, na dobicie.
Nawet nie chcę się zastanawiać, jak się muszą czuć ci wszyscy, którzy włosy mają i którym nagle zaczynają wypadać.
Na szczęście około miesiąc po ostatniej wlewce pojawiły się znowu.
Cudowne, gęste, długie, blond loki – zgłosiłem się nawet z nimi do Miss Polonia. Ale chyba mail nie doszedł, bo nie wszedłem do finału.
No i szkoda, że na początku odrastały tylko wąsy. Chociaż było to przyczyną kilku fajnych wymian zdań.
Marcin, którego zacytowałem na początku, nie wiedział nic o mojej chorobie. Widzieć przez kolejne 30 sekund jego twarz, bezcenne.
Marcin, pozdrawiam Cię, z szybszym o 180, biciem serca – keep rak’n’rockin’
A wiecie co najśmieszniejsze i co doceniam? To te małe, śmieszne włoski w nosie. Bez nich jest strasznie dziwnie, jak wróciły na swoje miejsce poczułem duży spokój.
Nie bójcie się utraty włosów, to niestety część procesu wychodzenia z choroby i urywania rakowi jego małych jajek. Po wszystkim włosy odrastają i możemy znowu wydawać kasę na fryzjera, maszynki i kremy.
Ja na przykład dostałem wreszcie swoją profesjonalną maszynkę do golenia, jak już było po wszystkim.
Jest cudownie.
Dobrze, że odrosły. Ale w sumie facetowi włosy nie są tak bardzo potrzebne jak kobiecie 😉 Facet może być tylko odrobinę ładniejszy od diabła i już jest OK. Podejrzewam, że dla kobiet po chemii taka okresowa utrata włosów to znacznie większa trauma. Jedynym pocieszeniem może być dla nich fakt, że przynajmniej wąsy i broda im nie wypadają!
Pozdrawiam wszystkich, którzy musieli przez to przejść
i wysyłam wielką dawkę dobrej energii!
co do tego nie mam wątpliwości – jak wszystko co jest nagle zabierane, bez możliwości oponowania. przygnębia, wkurza, osłabia. ważne, żeby pamiętać, że to minie. musi minąć.
Ja miałam piękne, cieniutkie, długie do pasa dready. Pożegnanie się z nimi było cieżkie. Ale wciaż miałam gęste, ciemne włosy i tak jak piszesz – tak jakby ktoś wcisnał “nie lubie” gezieś w wierzy kontrolnej odpowiedzialnej za włosy :p miałam niezłą frajdę przez parę godzin oskubując się jak kurczaka. Byłam na to przygotowana i w sumie gorzej jest z czasem. Już piąty miesiąc rośnie mi tylko biały, plackowaty mech, który gole bo nie mogę na to patrzeć 😉 mam nadzieję że cierpliwość przyniesie plony, bo im dłużej nie jestem, tym bardziej chce już być długowłosą brunetką. Zapraszam i przypominam się ponownie – tutaj więcej o mojej historii http://www.raczkowanie.blog.pl 😉
🙂
będzie dobrze, musi być dobrze
🙂
a raczkowanie czytam…