Zacząłem biegać. Najpierw 5 kilometrów, w starym dresie i sześcioletnich spacerowych butach, jeszcze w styczniu 2014. Świeżo po rzuceniu palenia. Straszne uczucie. Ale daje dużo do pewności siebie.
Dobrze piszą, że nie kupuj stroju do biegania, zanim nie będziesz pewny czy chcesz biegać. Powinienem w sumie to pamiętać z młodości – jak umiesz grać w piłkę, to wygrasz nawet w tych starych, zniszczonych butach.
Potem była przymusowa przerwa na operację i chemioterapię. Wtedy chce się leżeć. Biega się nie chce.
Dopiero w okolicach lipca poczułem, że to czas kiedy mogę znowu zacząć.
Kupiłem szorty z H&M za 39.90, buty Nike za 179.00, do telefonu marki Apple (drogi, ale na raty) podłączyłem aplikację Spotify za 19.99 miesięcznie i zacząłem znowu biegać.
Szybciej i wygodniej. I milej, bo w cieple i wśród pachnących alejek Skaryszaka.
Właśnie sobie zdałem sprawę, że powyższy akapit to właściwie reklama. Coś czuję, że skończę jako bloger celebryta – marketing i agencje reklamowe zapraszam do współpracy! Zareklamuję wszystko co płaci w terminie!
Zareklamowałem swoje usługi więc czas wrócić na ziemię. Nie ma sensu od razu po decyzji, że będzie się biegać kupować drogiego sprzętu. To nic nie da. Najpierw trzeba zobaczyć się chce. Ja wiedziałem o tym już w lutym, a w lipcu poczułem, że to czas wejść poziom wyżej.
Wbrew zaleceniom przez dobre dwa miesiące biegałem codziennie, po 6-7 kilometrów. Z przerwami na dni, w których mi się nie chciało.
Aż wreszcie, pewnego wrześniowego wieczora poczułem, ze czas się sprawdzić i zrobić 10 kilometrów. I tak zrobiłem, ostatni kilometr lecąc na endorfinach. Na koniec mało nie upadłem. Ale czułem się jak z innej bajki, bo wiedziałem, że mogę.
Czas był jakiś masakrycznie słaby, ale w przeciągu miesiąca udało mi się wejść na poziom poniżej 46 minut. To podobno już całkiem dobry wynik. A w samym wrześniu przebiegłem ponad 100 kilometrów. Oczywiście biegając już te 10 kilometrów co 3-4 dni, przy takim dystansie potrzebna jest regeneracja, tym bardziej, że chemia jednak robi swoje – siedzi gdzieś tam osłabiając krążenie, puchną od niej palce, ręce są osłabione i takie tam małe orzeszki.
Na koniec jeszcze oczywista refleksja na koniec – ciekawe co w tej chemii jest, skoro po niej się tak szybko biega i czy to nie jest zabroniona forma dopingu?
W przyszłym roku startuję w jakimś biegu, zobaczę to na kontroli i sprawdzę czy przy publiczności złamię 45 minut.