To nie będzie moja historia. To będzie historia Kamila. Jak się zaczęła i skończyła? Przeczytajcie.
Masz 23 lata. Biegniesz przez świat i myślisz, że fajnie rozpoczyna się Twoja własna historia. Masz w głowie poukładane, wiesz co chcesz w życiu robić, do czego dążysz, gdzie chcesz być za parę lat.
Nagle dostajesz młotkiem w głowę i zastanawiasz się, co z tym całym misternym planem będzie.
Zawsze miałem w życiu dużo szczęścia. Moja dziewczyna zawsze mi powtarza, że jestem w czepku urodzony. Jedyny raz w ten czepek zacząłem wątpić na ok. 30 minut przed wjazdem na blok operacyjny. Potem było chyba już z górki, a czepek szczęścia wrócił na swoje miejsce.
Chciałbym podzielić się z Wami moją krótką przygodą z seminomą (po naszemu nasieniakiem – guzem jądra), w pierwszym stadium zaawansowania PT1.
Mając 23 lata, chyba żaden facet nie zastanawia się nad tym, czy może by się rutynowo nie zbadać w tym kierunku. Owszem, wiesz, że na raka się umiera, ale wiesz też, że zazwyczaj umiera się jak się jest starym a nie młodym. Zazwyczaj..
Pierwsza wizyta u urologa – wtorek
Za górami, za lasami.. Kurwa, nie tak miała zacząć się ta historia. Tak jak wiele innych podobnych – dzieje się wśród Was.
…Pięknego wtorkowego popołudnia, siedząc w kolejce przed pierwszą wizytą u urologa rozmawiałem z pewnym Panem, który zapytał mnie o to, czy robiłem już kontrolnie markery. Hmm… W mojej głowie zacząłem szukać znaczeń tego słowa i jedyne, jakie w tamtym momencie było mi znane to markery graficiarzy malujących swoje dzieła gdzieś na mieście..
Już 15 minut później ze łzami w oczach trzymałem w ręku skierowanie na badanie markerów rakowych LDH, AFP i HCG. Podczas wizyty, po krótkiej rozmowie i macanku profesor był na 80 % pewny, że to rak, a nie jakieś zapalenie czy cos błahego. Stwierdził, że gdyby to było zapalenie, to z bólu przybiegłbym do niego z prędkością światła.
W przypadku raka jest natomiast inaczej – rak nie boli.
To taka mała gnida, która nie ma ochoty pokazać ci szybko, że jest i że działa. Że musisz szybko reagować. Jedyne, co czujesz to bardzo lekka różnica w twardości między jednym jajkiem, a drugim. Jak jajko na półmiękko i na twardo. Bo jajko sadzone to inna historia.
Profesor przedstawił mi, co się z tym wszystkim wiąże, jak może wyglądać leczenie, i że rak jądra to bardzo szybko rozwijający się rodzaj nowotworu. Trzeba działać!
Z gabinetu wyszedłem ok. 17.00 – prosto na pobranie krwi do badania markerów i poszedłem spacerkiem do domu. Ten spacer to był właśnie czas, w którym głowa wariowała najbardziej. Na tamten moment wiedziałem, że pewnie mam raka, ale zielonego pojęcia nie miałem, z czym to się w ogóle wiąże, co dalej będzie i czy wrócę jeszcze do normalnego działania.
USG – środa
Profesor kazał mi przyjść następnego dnia do szpitala z samego rana, złapać go na korytarzu i przypomnieć mu, że ma mi zrobić USG. Tak też zrobiłem. Nie interesowało mnie za bardzo, że ludzie czekają, że jest kolejka do jego gabinetu itd… Nikomu nie wciąłem się w kolejkę, po prostu załatwiłem sprawę zanim do tego gabinetu wszedł. W międzyczasie sprawdzaliśmy wyniki marketów online, bo wydruku jeszcze nie było. Były na szczęście w normie.
Podczas USG okazało się to, co się miało okazać, a zanim jeszcze zdążyłem się ubrać, profesor stwierdził, że ma dla mnie na jutro (czwartek) wolny termin na operację i czy decyduję się na zabieg.
Byłem w takim szoku, że zapytałem tylko, czy mogę jechać do domu po rzeczy. Miałem stawić się w szpitalu na wszystkie badania jak najszybciej. Lekarz prosił, abym do 12 był już z powrotem na oddziale.
I tu pojawił się jeszcze jeden ważny problem, który dzięki mojej drugiej połówce udało się rozwiązać.
Tak sobie pomyśleliśmy, że fajnie byłoby jednak mieć kiedyś dzieci. Wiadomo, zostaje jeszcze drugie jajko, ale możliwa chemia, leczenie itd. – różnie może być..
Po kilku komplikacjach udało się zaliczyć bank komórek macierzystych i zabezpieczyć materiał.
Około godziny 14 byłem na oddziale, dostałem papierki do zarejestrowania się na oddział i podstawowe instrukcje.
Zrobiłem wszystkie badania, które miałem zrobić, a wieczorem ze znajomymi i ze starszym panem łóżko obok oglądaliśmy online na komputerze mistrzostwa świata siatkówki.
Operacja – czwartek
Z środy na czwartek nie pospałem..
Nigdy wcześniej nie miałem żadnej operacji i sporo myśli krążyło po głowie.
Przestały krążyć gdy około godziny 10.00 dostałem „Głupiego Jasia”. Wcześniej wydawało mi się, że coś się w głowie zacznie kręcić, jakaś faza czy coś podobnego. Po prostu różnica jest tylko taka, że możesz na 10 minut przed operacja wiedząc, co się kroi, patrzeć w sufit i nie myśleć o niczym.
Po wjeździe na przedpokój sali operacyjnej przesiadłem się z łóżka na stół i pojechałem dalej do „salonu”.
Z panią Anestezjolożką ustaliłem wcześniej, że nie będziemy mnie usypiać, i że będę znieczulony miejscowo w kręgosłup. Jak znieczulenie zaczęło działać dowiedziałem się, jak to jest być niepełnosprawnym. Wielki szacunek dla osób, które ten stan mają na co dzień. Nie mogłem ruszyć nogami, stały się jakby tylko workiem mięsa przyczepionym do mojego tułowia.
Po przygotowaniach, parawanach, znieczuleniach, choć nie byłem usypiany, jakby ktoś wyłączył mi lampkę i włączył ją z powrotem po ok. 50 minutach, kiedy było po wszystkim i parawan był powoli ściągany. Nie pamiętam przebiegu operacji.
Po operacji byłem już świadomy i z głową było prawie wszystko ok. Głupi Jasiu jednak dawał się jeszcze trochę we znaki, bo na sali pooperacyjnej znalazłem sobie super zabawę. Po raz pierwszy zobaczyłem swój oddech. Moim zajęciem na ok. 15 minut było za pomocą oddechu – płytkiego i szybkiego lub na zmianę długiego i powolnego regulowanie wskaźnika na aparaturze. Przypominało mi to trochę wężyka znanego z telefonów Nokii.
Dla wszystkich cykorów: NIC MNIE NIE BOLAŁO
Po tych 15 minutach zabawy w wężyka (około godziny 13-14) zostałem odpięty od sprzętu i trafiłem z powrotem do swojej sali.
Do ok. 18.00 puściło znieczulenie, ale miałem zakaz wstawania do 21.00 bo mogła mnie rozboleć bardzo głowa przez jakieś tam zaburzenia związane ze znieczuleniem w kręgosłup.
Czwartkowy wieczór też nie mógł się obejść bez siatkówki.. Fajne było to, że jak Polska sklepała Rosję to ja w tym samym czasie sklepałem raka. Dodawało mi to dużo uśmiechu.
Właśnie, po operacji to, co najbardziej bolało to śmiech. Nie wolno się śmiać! Masz wrażenie, że szwy na brzuchu właśnie się rozrywają.
Wieczorem dostałem też wypis ze szpitala i uśmiechnięty próbowałem zasnąć. Próbowałem, bo mój przesympatyczny sąsiad łóżko obok chrapał tak głośno, że chyba nie byłbym go w stanie przekrzyczeć prosząc o przestanie.
Piątek – wyjście ze szpitala
W piątek rano około godziny 10.00 po wizycie ordynatora i lekarza prowadzącego wyszedłem do domu.
Jak się później okazało w tym momencie moja przygoda z rakiem się zakończyła.
Trwała 73 godziny od momentu, kiedy się dowiedziałem do momentu, kiedy zakończyłem leczenie.
Oczywistością jest, że jestem pod ścisłą obserwacją i muszę badać się raz na 2 miesiące. Jednak wszystkie badania, które robiłem już pod opieką onkologa pozwoliły w moim przypadku, z guzem wykrytym bardzo szybko, bez żadnych przerzutów i komplikacji nie stosować chemii i systematycznie kontrolować sytuację.
Mój szczęśliwy czepek wrócił na swoje miejsce, a z nim wszystkie wcześniejsze plany. Mam nadzieję, że nie będę musiał go więcej ściągać.
Odrobiłem lekcję i idę dalej, robić jeszcze większe rzeczy niż dotychczas z większą świadomością i pełnym zaangażowaniem. Moje obszary działania – rajdy samochodowe i rynki zagraniczne czekają na kolejne stanowcze kroki..
Uznałem, że to nie do końca miejsce na opisywanie szczegółów relacji z rodziną i znajomymi w obliczu łapania raka za jaja, ale za to najlepsze miejsce na podziękowania.
Bardzo Wam wszystkim dziękuję, otoczyliście mnie wszyscy ogromnym wsparciem, za które wdzięczności nie da się tak po prostu wyrazić. Wiem, że zawsze jesteście w pobliżu i że mogę na Was liczyć – to dla mnie bardzo dużo.
Chciałbym tym artykułem w jakimś małym stopniu pomóc jakiemuś innemu, być może jeszcze nieświadomemu chłopakowi, aby tak jak ja mógł przygodę z rakiem wykryć i zakończyć po kilkudziesięciu godzinach. Takie małe podanie dalej tej pomocy, którą otrzymałem od Was.
Pozdrawiam,
Kamil
Pamiętajcie, rak jądra szybko wykryty, to 99% szans na całkowite wyleczenie.
Jeśli jesteś naprawdę szybki, to tak jak Kamil, nie zaliczysz nawet chemii.
Chemia jest zła. Ale chemia jest też dobra, bo zabija raka.
Masz swoją historię, którą chcesz się podzielić? Napisz do mnie w komentarzu do tego wpisu, każdego innego wpisu albo wiadomością na Facebook.com/zlaprakazajaja